czwartek, 19 lutego 2015

Puszkom mówimy "NIE"

Jakiś czas temu kiedy zapoznawałyśmy się z Waszymi opiniami w komentarzach pod postem, za która bardzo Wam dziękujemy, natknęłyśmy się na szczególnie ciekawe pytanie, które jak uznałyśmy może dręczyć nie tylko jednego z Was, lecz właściwie każdego.


Ostatnio opowiadałyśmy Wam, dlaczego organizujemy te wszystkie akcje, zdradziłyśmy też, że wcale nie zaplanowałyśmy tego wraz z postawieniem pierwszych kroków, jak to niektórzy potrafią twierdzić, mówiąc o własnych działaniach. Był to raczej proces zmienny, który wiązał się z pragnieniem wykorzystania naszych pomysłów, ale przede wszystkim chęcią zmieniana świata na lepsze. 



Jeden z Was zastanawiał się, dlaczego nie wyjmiemy puszek i nie zaczniemy zbierać pieniędzy w ten sposób, w końcu nasze prace byłyby bardziej efektywniejsze niż dotychczas. Wyjaśnieniem chyba najbardziej trafnym będzie zapytanie każdego z Was: "Czy wolałbyś oddać na coś do puszki, czy za tą samą kwotę wziąć udział w akcji, gdzie czekałyby na Ciebie niesamowite atrakcje, a także przydatne nagrody?". Chciałybyśmy Wam przypomnieć, że podczas naszej ostatniej imprezy, można było wygrać np. kupon na dużą darmową pizzę albo bilety do kina, a nie tak jak w większości konkursów- książkę. Bo przecież podstawą naszych wszystkich działań jest prosta filozofia- organizujemy zabawy, w których same chciałybyśmy uczestniczyć i dajemy to co same chciałybyśmy dostać. Poza tym, myślimy, że zbieranie do puszki jest zbyt proste, nigdy tego nie popierałyśmy, nawet kiedy nie zajmowałyśmy się tym, co obecnie robimy. Stawiamy bardziej na to, żeby obie strony miały korzyści. 


Jednak wymyślanie każdej kolejnej imprezy nie jest taką prostą sprawą, nie lubimy się powtarzać i chodzić wydeptanymi ścieżkami. Każdy ma inne wyobrażenie akcji charytatywnej, jak wyglądałaby impreza, w której Wy chcielibyście wziąć udział? Koncert? A może coś zupełnie innego? Chętnie dowiemy o tym, co Was by przyciągnęło :)

środa, 11 lutego 2015

Jak pozyskać sponsorów?

Czy zdarzyło Wam się kiedyś ,że pytając kogoś jak pozyskać sponsorów spotykaliście się z ich drwiącym uśmieszkiem? Nie ma w tym nic dziwnego, w końcu wszyscy wiemy ,że niczego nie dostaje się za darmo. Powszechnie uważa się, trochę zresztą niesłusznie, że trzeba wiele poświęcić i przejść przez niejedno łóżko, by zdobyć potrzebne środki. Rzeczywiście jest to jakiś sposób i nie okłamujmy się cały czas powszechnie stosowany. Jednak bardziej ambitnym ludziom możemy zdradzić ,że żyjąc w tym przekonaniu traci się wiele możliwości ,ponieważ to tylko stereotyp, który nie zawsze ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.Czy wydaje Wam się ,że sponsor od razu chce kogoś zaliczyć w zamian za jakąś sukienkę? Nie za każdą współpracą kryje się jakiś podstęp. Można tak wynegocjować warunki umowy, by była ona korzystna dla obu stron.


Ale wielu z nas wciąż rezygnuje ze swych marzeń, usprawiedliwiając się tym,że przecież nie mają pieniędzy, bogatych rodziców ani znajomości, a co za tym idzie wielkich wpływów . A o sponsorach nawet nie ma mowy...
Może jednak warto się zatrzymać i zastanowić czy rzeczywiście nasze plany nie mogą zostać zrealizowane, czy to tylko my po prostu nie wiemy jak tego dokonać.


To dobry moment by zdradzić Wam co nieco o nas. Wielu może zadawać sobie pytanie dlaczego organizujemy te wszystkie akcje i z jakiego powodu. Byłybyśmy bardzo nieszczere gdybyśmy napisały,że od urodzenia chciałyśmy zajmować się tym, co aktualnie robimy. To byłaby nieprawda. W końcu z niejednego pieca jadło się chleb.

Odkąd zaczęłyśmy działać pięć lat temu chwytałyśmy się wszystkiego. Z uśmiechem wspominamy nasze perypetie, kiedy to uparcie próbowałyśmy złapać kilka srok za ogon. Pamiętamy jak na samym początku, jako wielkie fanki meksykańskich telenowel założyłyśmy zespół śpiewający latynoskie piosenki,  nawet zabierałyśmy się do kręcenia własnej opery mydlanej, jednak szybko to porzuciłyśmy, bo już pisałyśmy książkę o nawiedzonej wyspie. Po dwóch tygodniach trafiła ona do kosza, gdyż całą naszą uwagę pochłonął nasz następny pomysł nagrywania programu ,w którym poruszałyśmy tematy związane z modą ,książkami, dyskutowałyśmy tam o gwiazdach, a nawet raz zabrałyśmy się do smażenia placków, które spaliłyśmy na wizji choć wielu oglądających nas uznało ,że to zaplanowany efekt i nas jeszcze pochwaliło. Później znowu wróciłyśmy do muzyki ale suma sumarum ponownie ją porzuciłyśmy. Naszymi mniejszymi występkami nie będziemy Was zanudzać i chociaż nawet nam dzisiaj wydają się one śmiechu warte, to jednak było coś co je wszystkie łączyło. Była to bowiem chęć zrobienia czegoś niezwykłego i zmiana tego świata na lepsze.



 Dziś wiemy,że musiałyśmy przez to wszystko przejść, by wyciągnąć odpowiednie wnioski. Skoro mamy tyle pomysłów i szczerych chęci nie mogą one się zmarnować, wręcz przeciwnie musimy wykorzystać je jak najlepiej i w myśl tej szalonej idei o ratowaniu świata zapragnęłyśmy organizować akcje charytatywne. Ale co tu robić?Już przy pierwszym przedsięwzięciu, patrząc z przerażeniem na ceny jakie ze sobą niosło wiedziałyśmy,że nie stać nas na to. Przy stawianiu pierwszych kroków, przekonałyśmy się na własnej skórze, jak trudno jest działać w świecie, nie mając przy tym żadnych znajomości i wpływów. Albo jesteśmy bardzo naiwne albo straszliwie uparte ale to w żaden sposób nas nie zniechęciło, nawet jeszcze mocnej rozpaliło w nas chęci do walki.


Wiedziałyśmy ,że potrzebujemy funduszy i wcale nie miałyśmy zamiaru podporządkowywać się temu stereotypowi, który twierdzi ,iż znalezienie sponsorów graniczy z cudem, a jak się ich znajdzie to mogą cię wydymać. Szukałyśmy i szukałyśmy aż do skutku. Oczywiście niewielu przyjmowało nas z otwartymi ramionami, ale znaleźli się dobrzy ludzie ,którzy nam zaufali. Każda nowa zgoda chęci współpracy wynagradzała nam porażkę, jaką odczuwałyśmy po wcześniejszych odmowach. Możecie nam wierzyć albo i nie, ale czułyśmy się naprawdę niesamowicie, kiedy coś nam się udawało, w końcu kto by pomyślał, że dziewczynom z Chełma, uda się przeprowadzić jakąś akcje.


Chcemy Wam udowodnić ,że żadne marzenia nie są niemożliwe do zrealizowania. Mając jakąś wizje stworzenia czegoś nie wyrzucajcie jej od razu do kosza, tylko ze względu na to, że nie macie na to środków. Trzeba szukać pomocy. Ale pamiętajcie,że musicie mieć coś do zaoferowania, bo sponsorzy to nie są wcale dobre wróżki,które rozdają wszystkim prezenty. Ci ludzie chcą byście promowali ich, umieszczali ich loga w widocznych miejscach i dobrze o nich świadczyli. Blog lub kanał na Youtubie jest doskonałym miejscem na rozwój różnego typu projektów. Wcale nie trzeba być gwiazdą sieci, żeby doszło do jakieś współpracy. A może Wy macie jakieś ciekawe doświadczenia w tym temacie?

piątek, 6 lutego 2015

Czy wiesz komu pomagać?

Wow, mamy już luty. Czas tak szybko zleciał, że wcześniej nie miałyśmy kiedy podzielić się z Wami wrażeniami po naszej ostatniej akcji. Wróćmy pamięcią do mroźnych grudniowych dni...

Czy wy też czujecie się podekscytowani, kiedy przez jakiś czas przed świętami panuje wyjątkowa atmosfera? Ten moment gdy jedziemy samochodem i patrzymy na zaśnieżone ulice, słuchając lecącego w radiu "Last Christmas", a kolorowe witryny w centrach handlowych, przebiegle kradną naszą uwagę. Jednak będąc w tym przedświątecznym błogostanie, warto się zastanowić się czy o kimś przypadkiem nie zapomnieliśmy...

Wyobrażacie sobie ile radości na twarzy dziecka może wywołać mały gest z naszej strony? Przecież wystarczy, że każdy da coś od siebie! Z tą myślą, tuż po kiermaszu, postanowiłyśmy, że zorganizujemy charytatywną imprezę, w naszej szkole. Naszym nowym celem była zbiórka słodyczy dla dzieci z chełmskiego domu dziecka. Chciałyśmy, żeby odbyła się ona w przyjaznej atmosferze i tak też zrobiłyśmy. 


Chciałybyśmy podkreślić, że wszystko zorganizowałyśmy spontanicznie, a przecież zawsze takie imprezy planowane są z wyprzedzeniem. Tymczasem my nie zrobiłyśmy ani jednej próby, w dodatku nie było nawet żadnego scenariusza- jedynie kartka wyrwana z zeszytu, na której napisałyśmy kto po kim wychodzi. Do dzisiaj dziwimy się, że nasi koledzy i koleżanki, którym zaproponowałyśmy występ na koncercie, znaleźli w sobie tyle odwagi i chęci by wyjść na scenę kompletnie bez przygotowania.

Brzmi to tak jakbyśmy załatwiły wszystko w kilka minut, prawda? W rzeczywistości było zupełnie inaczej, bo być może czytając nie wydaje się to trudne do ogarnięcia, jednak trzeba było się dużo nalatać, by wyglądało to tak jak planowałyśmy. Od samego początku zdawałyśmy sobie sprawę, że potrzebujemy sponsorów, dlatego szybko zaczęłyśmy ich szukać. Ucząc się na wcześniejszych doświadczeniach, uniknęłyśmy tych samych błędów, jednak tym razem wcale nie było łatwiej, ponieważ starałyśmy się o coś zupełnie innego. Całe szczęście, że inni wyciągnęli do nas rękę i również zaangażowali się w naszą zbiórkę. Uświadomiło to nam, że działając w grupie można zrobić więcej, a do tego się się przy tym bawić. Inaczej musiałybyśmy się rozdwoić lub nawet roztroić, co raczej graniczyło z cudem.


Szczerze mówiąc w dzień planowanej imprezy nie czułyśmy żadnej tremy, chociaż miałyśmy ją prowadzić. Kompletnie nie miałyśmy pojęcia jak to wszystko będzie wyglądać, ponieważ nigdy wcześniej czegoś takiego nie organizowałyśmy. Kiedy już wszystko było gotowe, przebrałyśmy się w wypożyczone, na ten dzień stroje mikołajek i patrzyłyśmy ze znajomymi jak ludzie wchodzą do sali. Nasze koleżanki, które zbierały od każdego słodycze co chwila przychodziły z wypchanymi po brzegi reklamówkami. Nie spodziewałyśmy się, że uczniowie tak chętnie będą wspierać naszą akcję.


Przejdźmy do najważniejszego punktu naszej opowieści, bo pewnie jesteście ciekawi jak właściwie wyglądała ta impreza. Przed występem Kasi, która rozpoczęła organizowane przez nas spotkanie, recytując fragment z Biblii, znajdowaliśmy się w małym pomieszczeniu czekając, aż wszyscy zajmą swoje miejsca, wzajemnie dopingując się, by nikogo nie zjadła trema. Publiczność była już w świątecznym nastoju, więc z chęcią wysłuchali występu szkolnych artystów wykonującym znane wszystkim kolędy i pastorałki. Najwięcej radości sprawiło im wspólne śpiewanie "Przybieżeli do Betlejem" oraz " Dzisiaj w Betlejem".


Organizując ten koncert chciałyśmy nie tylko pomóc dzieciom z domu dziecka, ale także zrobić niespodziankę uczniom naszej szkoły, no bo kto nie lubi dostawiać prezentów? Każdy zatem miał jednakowe szanse, aby wygrać atrakcyjne nagrody, np. dużą pizzę( aż 60 cm!) w lokalu Dancing Pizza oraz Restauracji "Sto Pociech", dwa bilety do kina"Zorza" na dowolny seans, darmowe wejście dla dwóch osób do jaskini solnej "Barbórka", porządne mydło z mydlarni "Franciszek" czy dwie duże kanapki w lokalu "Fest Food". Starałyśmy się by były to rzeczy, z których każdy będzie zadowolony i jakie same mogłybyśmy dostać.


 Nie była to jednak jedyna okazja do otrzymania od nas prezentu pod choinkę, bo potem odbył się także quiz. Ten, kto znał odpowiedź na pytania takie jak np.:"Z czego zrobiony jest opłatek?", mógł zdobyć pudełko herbaty, wprost idealnej na zimowe wieczory. Wystarczyła jedna prawidłowa odpowiedź, by dostać tego dnia prezent :)


Od początku planowałyśmy, by uzbierane słodycze ofiarować dzieciom z chełmskiego domu dziecka. Byłyśmy naprawdę szczęśliwe kiedy wraz z naszymi koleżankami niosłyśmy wypchane reklamówki. Szczerze przyznamy się Wam, że trwałyśmy w przekonaniu, że sprawimy im odrobinę radości, w końcu zostały tak niesprawiedliwie potraktowane przez los...

a oto część zebranych przez nas słodyczy

Miałyśmy wizję osamotnionych dzieci, przebywających w skrajnych warunkach, o których wszyscy zapomnieli. Na miejscu powitała nas przemiła pani dyrektor, która oprowadziła nas po budynku. Ku naszemu zdziwieniu, naszym oczom ukazały się zadbane i kolorowe pokoje, w których było dużo zabawek, a nawet nowego sprzętu(takiego jak komputery i wieże). 

Pod koniec naszej wizyty, pani dyrektor zdradziła nam, że podobnych gestów pomocy mają tak wiele, że są zmuszeni przechowywać paczki na kolejne święta. Prawdę mówiąc, ta wiadomość nami wstrząsnęła. Z jednej strony to dobrze, że jest tak dużo dobrych ludzi, którzy chcą pomagać, ale celem naszej akcji nie było wpychanie rzeczy tam, gdzie już nie ma na nie miejsca, lecz wsparcie tych, którzy naprawdę są potrzebujący. Jest przecież wiele dzieci wśród nas, które nie znajdują się w tak ekstremalnej sytuacji, ale przez problemy finansowe nie dostali nic pod choinkę. To właśnie takim osobom, pragnęłyśmy pomóc i wywołać na ich twarzy uśmiech.



 Dzisiaj wiemy, że mogłyśmy rozegrać to inaczej. Wystarczyło anonimowo przekazać słodycze przez oazę działającą przy kościele albo rozejrzeć się za rodzinami, których nie stać na prezenty dla dzieci. Stając oko w oko z podopiecznymi domu dziecka, spotkałyśmy się z absolutną obojętnością i swoim brakiem zainteresowania uświadomiły nam, że jesteśmy tam zbędne, bo oni tego nie potrzebują. Jesteśmy pewne, że gdybyśmy przekazały paczki w odpowiednie miejsce, sprawiłyby one większą radość. 

Podsumowując, nie chcemy Was absolutnie zniechęcać do pomocy dzieciom z domu dziecka, ale pamiętajcie, że nie trzeba daleko szukać, by znaleźć kogoś kto bardziej potrzebuje pomocy. Może zbyt pochopnie to oceniamy, ale napisałyśmy o tym co czujemy. 
A co Wy o tym myślicie?

poniedziałek, 2 lutego 2015

Od czego zaczęłyśmy?

Sięgnijmy do początku... Korzystając z chwili wolnego czasu chciałybyśmy opowiedzieć Wam o naszym pierwszym przedsięwzięciu. Jesteście ciekawi co to było ? Specjalnie dla małego Krystianka zorganizowałyśmy kiermasz ciast w naszej szkole. Do sprzedawania słodkich wypieków skłoniła nas poruszająca historia chłopca, który w swoim krótkim życiu przeszedł tak wiele, że nie mogłyśmy mu nie pomóc. Krystianek chorował na guza mózgu, a na dodatek zmagał się z bardzo trudną sytuacją finansową, ale mimo to dzielnie walczył z chorobą, za co go podziwiamy. Jakże wiele nieistotnych rzeczy potrafimy wyolbrzymiać i robić z tego tragedie, kiedy za naszymi plecami inni muszą zmagać się z prawdziwymi nieszczęściami... Dlatego nie powinniśmy się niepotrzebnie zamartwiać, tylko w miarę naszych możliwości pomagać im. 

A teraz trochę o organizacji tej akcji ;) Na początku była wizja... Chciałyśmy zrobić coś, co przyniesie korzyści zarówno chłopcu jak i uczniom naszej szkoły. Pomyślałyśmy wtedy o ciastkach, którym trudno się oprzeć każdemu:) Ponieważ nasze umiejętności kulinarne ograniczają się do banalnych potraw, uznałyśmy, że musimy poszukać kogoś kto zadba o wysoką jakość sprzedawanych wypieków, i tak zaczął się ciężki okres szukania sponsorów.

 Biurokracja okazała się bardzo brutalna. Po napisaniu pisma, okazało się, że jest ono źle sformułowane. Poprawiałyśmy i poprawiałyśmy, nosiłyśmy i nosiłyśmy, aż w końcu chyba setna wersja naszego wniosku została zaakceptowana przez dyrekcje. Ale to był dopiero początek! Codziennie po szkole starałyśmy się poświęcić każdą wolną chwilę na roznoszenie ich po cukierniach, piekarniach i sklepach w naszym mieście.

 Do ostatniego tygodnia przed kiermaszem telefon milczał. Nawet nie wiemy jaka siła sprawiła, że nie zaniechałyśmy realizacji naszego planu. Byłyśmy tym faktem zaniepokojone. Jednak życie potrafi zaskakiwać i wkrótce zgłosiło się aż pięć chętnych firm, takich jak: kawiarnia "L.A Cafe", hurtownia słodyczy "Darant", cukiernia Kijewscy, Spółdzielnia Socjalna "Ambrozja" a także piekarnia "Grela". Ta ostatnia zrobiła nam wielką niespodziankę. Ale o tym później.

Zadbałyśmy również o promocję tego wydarzenia w szkole i na Facebooku, tak by każdy odłożył kilka złotych na zakup czegoś słodkiego z naszego stoiska. Zrobiłyśmy sesję i zaprojektowałyśmy plakaty. Możecie sami ocenić nasze starania :









Pozwólcie, że opiszemy Wam pierwszy dzień trwania kiermaszu. 
Zaczął się on od bieganiny, musiałyśmy wszystko porozstawiać i przygotować. Na szczęście na pomoc przyszły nam koleżanki ze starszych klas i jakoś udało nam się to ogarnąć ;)

Otwarcie drzwi do auli, chwila napięcia i w końcu u progu ukazali się pierwsi kupcy!
Z każdą przerwą z naszych stolików ubywało słodkich pyszności, aż w końcu udało nam się uzbierać pokaźną sumkę.





Kiedy wszyscy byli już najedzeni i wracali już do domów, nasz dzień pracy się jeszcze nie kończył. Sprzątanie, ustawianie krzeseł ,odniesienia banera i sporządzenia protokołu sprawiło, że wróciłyśmy do domu dopiero wieczorem. Było warto choć następnego dnia czułyśmy się trochę zmęczone i najchętniej wsiadłybyśmy w autobus i wróciły do domów. Pomyślałyśmy- "Postanowione. Po kolejnej lekcji idziemy". Jednak los chciał inaczej.
 Ochroniarz narobił rabanu, ponieważ niespodziewanie z piekarni "Grela" przyjechała dostawa świeżych pączków, babeczek, drożdżówek i ciasteczek, z którymi nie wiedział co zrobić, bo nie mógł się z nami skontaktować. Suma sumarum o całym zamieszkaniu dowiedziałyśmy się od wychowawczyni. Spontanicznie ustawiłyśmy stoliki i uczniowie ponownie nas nie zawiedli.








Łącznie uzbierałyśmy 377,87 zł, które od razu przelałyśmy na konto fundacji, która patronowało chłopca.

W tą akcję włączyło się wiele osób i wszyscy trzymaliśmy kciuki, by Krystianek wrócił do zdrowia, ale życie jest nieprzewidywalne i 27 grudnia 2014 roku anioły wzięły Go pod swoje skrzydła...